Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2016

MIŁOSŁAW SOSNOWE APA

W końcu je dopadłem. Miłosław Sosnowe APA z pędami sosny w składzie. Chodziło mi po głowie, odkąd tylko ujrzałem jego zajawkę. Nie chodzi o to, że to jakiś wyjątkowy, czy urywający cokolwiek napitek. Nie. Wręcz przeciwnie. Chodzi tu o jego łatwą dostępność i stosunkowo niską cenę jak na nowofalowy trunek. Piwo to wg mnie stanowi bezpośrednią konkurencję i alternatywę w odniesieniu do Żywca APA , który też jest piwem produkowanym dla mas. Bo nie oszukujmy się – Fortuna nie jest browarem typowo rzemieślniczym. Mimo, że nie jest koncernem produkuje bardzo duże ilości łatwo dostępnego piwa. I to jest właśnie fajne, bo dzięki nowemu Miłosławowi amerykańskie chmiele szybciej trafią pod strzechę. Sosnowe APA może stać się dla wielu osób piwem pierwszej potrzeby, stałym kompanem przy grillu, czy innych okazjach. Jak głosi etykieta Miłosław warzy śmiało. Bardzo się z tego cieszę, że w końcu odważył się ten Miłosław. Najwyższy czas, bo wiele tzw. browarów regionalnych pierwszy kontakt z nową

BRETT IPA

Piątek, piąteczek, piątunio. Początek łykendu i szalonych imprez, ale niestety nie dla mnie. Jutro ponownie muszę wstać o piątej rano i zapindalać do roboty. Tak więc picie większych ilości alkoholu zostało odłożone o jeden dzień ;) Ale mniejsze ilości mogę pochłonąć nawet dzisiaj. W sumie to nawet muszę jedno piwko obalić, bo przecież kończy się „Tydzień z Browarem Pinta”. Na zakończenie całego cyklu zostawiłem sobie jedno z ciekawszych piw w arsenale Pinty – Brett IPA. Co to jest IPA to już nawet dzieci w przedszkolu wiedzą, więc wyjaśnię Wam tylko to pierwsze słowo. Brett to skrót od Brettanomyces - całej rodziny dzikich drożdży. Gdy jakiemuś piwowarowi kompletnie szajba odbije, to czasem doda on tych dzikusów do piwa (zamiast drożdży piwowarskich). Efektem tego są specyficzne nuty   w naszym ulubionym napoju, określane jako funky . Wówczas piwko pachnie np. stajnią, koniem, sianem, starym serem, siodłem, itp. Czasem nawet łajnem. No wiecie, takie wiejskie klimaty. 

AMERICAN BARLEY WINE GRAND PRIX

Dziś jest czwartek, a jak czwartek to oczywiście czwarte w tym tygodniu piwo od Pinty. Póki co jest dobrze. Piwa mi smakują. O jakiejkolwiek wpadce nie może być mowy. Żaden trunek mnie jakoś specjalnie nie zawiódł. Oby tak dalej. Mój dzisiejszy gość to dosyć specyficzny napitek, z którym wiąże się pewna historia. Jest to American Barley Wine (lubię te klimaty), który nie jest autorstwem piwowara Pinty - Ziemka Fałata! Uwarzono go w nagrodę dla zwycięzcy czwartej edycji Warszawskiego Konkursu Piw Domowych. Rzeczony konkurs ma się rozumieć, odbywał się w ramach tegorocznej wiosennej edycji Warszawskiego Festiwalu Piwa. Autorem mistrzowskiej receptury jest Łukasz Kubicki. Nie znam chłopa, ale z pewnością jest dobry w te klocki. Ponoć robotę w tym piwie mają robić dodane płatki dębowe po burbonie. Hmmm… brzmi bardzo rozsądnie. Zaraz się przekonam, ile w tym jest prawdy.  Rzeczone Grand Prix zaskoczyło mnie wyglądem. Na szczęście pozytywnie. W szkle widnieje bardzo ładne

FARMHOUSE!

Ja pierdzielę. Ledwo żyje. Z trudem łapię oddech. Jestem styrany, zmęczony i do cna zmarnowany. Chce mi się piwa! Najpierw 8 godzin w fabryce pasów bezpieczeństwa, a potem robota w domu, znaczy się na podwórku. Zachciało mi się śmieci palić. W ciul śmieci. Sterta większa niż Rysy w Tatrach (takie góry, nie piwo). Upał taki, że jajka się pocą, a ja stoję ze trzy godziny koło ognia i dorzucam te różne tektury, papiery i inne badziewia, pilnując przy tym, aby ogień nie poszedł w siną dal. To znaczy na pola. Fuck ! Jaki ja głupi jestem. Czemu akurat dzisiaj musiałem to robić? No, ale jakoś przeżyłem. Opaliłem sobie łydki i włosy na klacie, ale żyję. Śmieci spalone, pora więc na małą nagrodę, którą sam sobie rzecz jasna ufundowałem. Farmhouse się zwie. Jedno z nowszych piw od Pinty. Wiecie, że trwa właśnie cykl „Tydzień z Browarem Pinta”? No właśnie. Ten farmhałs to taki styl piwa jest. Trochę podobny do belgijskiego Saisona . Specyfik od Pinty został zaszczepiony specjalnymi

HOPUS JUMBO

Hopus Jumbo to drugi trunek spożywany w ramach „Tygodnia z Browarem Pinta”. Ciekawy jestem, czy tylko mnie nazwa ta kojarzy się z latem 96 i nieśmiertelnym hitem Mistera Presidenta. Każdy   kto żyw nucił wówczas ‘ jaja je koko dżambo, jaja je’ . Kurde tyle lat minęło, a ja wciąż nie wiem po jaką cholerę koko dżambo jadł te jaja? ;> Dobra, żarty na bok, bo mam tu przecież piwo do wypicia i to nie byle jakie. Hopus Jumbo to mocniejsza (imperialna) wersja popularnego i okrutnie smacznego Black IPA od Pinty, co się zowie Hopus Pokus . Może nie jest to najlepszy napój chłodzący na obecne temperatury, ale szczerze – mam to gdzieś. Uwielbiam czarne ipy, a podwójne/imperialne czarne ipy uwielbiam podwójnie (o ile nie są spartaczone). Zdublowana dawka szczęścia. Dwupak endorfin w płynie. Jaja je koko dżambo, jaja je :D  Młodszy brat Hopusa Pokusa wygląda zacnie i schludnie. Ze szkła łypie na mnie czarna ciecz okryta obfitą czapą drobnej, beżowej i puszystej piany, która pra

KWAS EPSILON

„Tydzień z Browarem Pinta” czas zacząć. Na szczęście ekipy tej nie trzeba nikomu przedstawiać, więc nie muszę na darmo strzępić klawiatury. Pinta warzy od pierwszego dnia piwnej rewolucji w Polsce i niech nam to stwierdzenie wystarczy. Dziś na wokandzie ich najnowszy kwach – Epsilon się zwie. Do tej pory wszystkie Soury od Pinty były lekkimi, sesyjnymi piwami. Tym razem jest inaczej o czym świadczą dość spore parametry. Piwo zostało zaszczepione blendem, aż trzech szczepów bakterii Lactobacillus. A całość nachmielono oczywiście po amerykańsku. Na zimno też. To tyle teorii, czas na praktykę, czyli konsumpcję :) I to jest właśnie najlepsze w tym fachu! Kwas Epsilon przywitał mnie ładnym, bursztynowo-pomarańczowym kolorem. Kwachy kojarzą się z raczej z jasną słomkową barwą, a tu proszę jaka niespodzianka. Piana niestety nie jest mocną stroną tego piwa. Mimo agresywnego nalewania nie udało się wymusić więcej niż dwa centymetry białego puchu, który i tak zniknął po kilk

PODWÓJNE

Dziwne to tegoroczne lato. Albo leje deszcz, albo leje deszcz i do tego jeszcze jest zimno (zimno = poniżej 20°). Na szczęście w ostatnim tygodniu pogoda jakby trochę się ożywiła. Tchnęła w nas iskierkę nadziei, że w końcu uda się pojechać nad wodę i opalić blade jak śmierć pośladki. Im cieplej na zewnątrz, tym bardziej chce się pić. Piwo oczywiście. Lekkie, sesyjne i orzeźwiające. Takie na przykład jak Podwójne z Browaru Spółdzielczego, które powstało w kooperacji z Browarem Hopkins. Obie ekipy pochodzą z Pomorza, więc skumanie się ich było tylko kwestią czasu. Może się nie znam, ale bardzo cenię sobie obydwa browary. Każde piwo, które od nich piłem było co najmniej dobre. Naprawdę podmioty te znajo się na rzeczy. Rzeczone Podwójne to pszeniczne piwo górnej fermentacji z dodatkiem owoców malin i ananasa. Brzmi nader rozsądnie, a jeśli dodamy do tego słód zakwaszający, to będzie brzmieć wręcz genialnie! Pędzę po śrubokręt (do otwarcia), szkło i toster (do robienia fotek), po pić m

POŻEGNANIE KORPORACJI

Praca w korporacji. Dla mnie raczej nie znana. Nigdy nie pracowałem za biurkiem, bo zakładam, że robota w korpo, to głównie siedzenie za biurkiem. Sam pracuję w bardzo dużej firmie, zatrudniającej ze 4 tysięcy ludzi, ale bądź, co bądź jest to praca bardziej fizyczna. Na pracę w korpo prawie każdy narzeka. Zauważyliście? Ludzie przez jakieś 80% czasu klikają w klawiaturę i jeszcze im źle. Siedzą na tyłku, mają klimy, firmowe telefony, służbowe samochody i inne gadżety. Przy czym zarabiają nie mało! Ale narzekanie to przecież choroba narodowa Polaków. Trzeba narzekać. Nie ważne, że masz willę z basenem, jeździsz nowym mercem, ale narzekać trzeba. Pożegnanie Korporacji to RIS, który powstał na cześć wyrwania się założycieli Browaru PiwoWarownia z (a jakże) pracy w korporacji! Dokładnie, to uwarzono je dla uczczenia pierwszej rocznicy istnienia browaru, ale mniejsza o większość. Im się udało wyrwać ze szponów wielkiej korpo. Skoro stamtąd uciekli, to też na pewno narzekali…

CHICKORIOUS

Dziś znowu Fabryka Piwa na piedestale. Ostatnio pisałem o nich, że mają jaja. Tak naprawdę to tylko założyłem, że je mają, bo przecież osobiście nie sprawdzałem. Tak, czy siak chodziło o to, że Wojtek i Marcin odważnie stąpają po rzemieślniczym podwórku. Ich niedawne Gose może nie było jakimś szczytem błyskotliwości piwowarskiej, ale wrzucone do kadzi warzelnej dodatki, wyraźnie pchnęły to piwo w kierunku zajebistości. Niby prosty w konstrukcji trunek, a cieszył niemiłosiernie. Ich kolejną nowością jest Chickorious – Dry Stout z prażoną cykorią na pokładzie. Też niby nic nadzwyczajnego, ale jakoś nie przypominam sobie zbyt wielu piw z tą przyprawą, która de facto do czarnego i palonego Stoutu pasuje jak BMW do dresiarza. Mało tego – dla większego efektu chłopaki dorzucili tutaj też płatki owsiane i jankeskiego Tomahowka (taki chmiel znaczy się).  Tak więc American Oatmeal Chicory Dry Stout nalewa się z obfitą i bardzo puszystą czapą drobno ziarnistej piany. Ładna to

IMPERIAL WILD BLACK KISS W

Wojtek Frączyk z Browaru Widawa lubi kombinować. Naprawdę. Facet potrafi zrobić pierdyliard wersji tego samego piwa, ani chwili się przy tym nie nudząc. Po prostu bawi się swoją pracą. Przykładem takiego kombinowania jest właśnie FES Black Kiss, od którego wszystko się zaczęło. Dziś w me ręce, a także gardło trafia jego dzika i imperialna odmiana leżakowana pół roku w beczce po whisky (stąd literka W). Na rynek trafiły też leżaczki po burbonie (B) i rumie (R). W międzyczasie widawski browar opuścił także Wild Black Kiss oraz Imperial Black Kiss w wersji bez leżakowania w drewnie i z leżakowaniem, ale już bez dzikich naleciałości. Być może jeszcze coś umknęło mojej uwadze, nie jestem pewien. Dzisiaj tak jak wspomniałem mam okazję spróbować jednej z najbardziej wypaśnych wersji tego piwa. Imperial Wild Black Kiss z literką W na etykiecie. Dziki RIS leżakowany w beczce po whisky – przyznacie, że sounds good :D  Piwo ładnie wygląda w szkle. Jest czarne jak zad konia. Spowij

JOHN SMOKER

Lubię jak browary się kumają ze sobą. Spotykają się, radzą, myślą, debatują, rozprawiają. Wszystko po to, by uwarzyć razem jakieś ekstra piwo. W kooperacji znaczy się. Wiadomo – co dwie głowy, to nie jedna. Razem zawsze raźniej, łatwiej i przyjemniej. Jakby ludzie nie kumali się ze sobą, to zapewne ludzkość przestała by istnieć, ale ja nie o tym miałem, lecz o piwku przecież. John Smoker to jest właśnie taki kooperacyjny trunek, co się narodził w Zawierciu w Browarze Jana, we współpracy z Wojtkiem Frączykiem z Browaru Widawa. Efektem tego współdziałania jest rzeczony Smoked Stout . Nie ma w nim żadnych dziwnych i sprowadzanych z Saturna przypraw, czy dodatków, ale chodzą słuchy, że jest to jedno z najlepszych piw dymionych na rynku. Jak wiecie kocham wszelkie piwa wędzone, więc obok takiego piwa nie mogłem przejść obojętnie. Podobnie jak nie przechodzę obojętnie obok monopolki, czy półki z piwami w supermarkecie ;) Fajną etykietę ma ten Dżon Smołker. Nie chodzi mi tylko o św

KUNA

Schodzę ci ja dzisiaj do piwnicy, patrze, a tam Kuna! Nie zwierzę oczywiście, tylko piwo. Stoi i czeka. Bóg jeden wie, ile by jeszcze czekała (ta Kuna), gdybym się nad nią nie zlitował. Zakupione już jakiś czas temu. Tak dawno, że aż data ważności się skończyła. Piwa z Widawy krótkie te daty mają, cóż począć? Boją się, że skiśnie, czy co? Kiedyś to się jarałem jak Rzym za Nerona tymi zwierzakami od Kopyra i Wojtka Frączyka. Teraz zwisa mi i powiewa, czy na rynku pojawi się jakiś Morświn, czy inna Pirania. Obok Kuny jednak nie mogłem przejść obojętnie z jednego powodu – Peated American Pale Ale . Jasne piwo potraktowane słodem wędzonym torfem! Zazwyczaj spalone kable, asfalty i bandaże pakuje się do czarnych piw typu Porter , czy Stout . A tu proszę – APA wędzona torfem. Rzadkie to zjawisko, toteż musiałem zaspokoić swoją chorą ciekawość.  Kuna, wygląda całkiem zwyczajnie, ale w sumie jak ma wyglądać? Przecież to tylko piwo, a nie dziewuszka z rozkładówki. Dość ładny bursztyn

POLIZEI

Przyszła pora na kolejne piwo z kontraktowej Fabryki Piwa, która coraz lepiej sobie radzi na rodzimym, craftowym podwórku. Tym razem częstochowska ekipa za cel postawiła sobie niemieckie Gose . Rzadki to styl. Zarówno w Polsce, jak i na świecie. Nie imają się go nawet takie tuzy jak AleBrowar, czy Pracownia Piwa. Nie wiem, czy się boją, czy co, ale się nie imają. Chwała więc Fabryce Piwa za odwagę, męstwo i jaja. Tak, Marcin i Wojtek mają jaja. Nie boją się, jak co niektórzy. Naprawdę dzielne chłopaki. W butelce tradycyjnie – jak to w Gose – zostało zamknięte lekkie piwo pszeniczne, okraszone solą i kolendrą, a nawet skórką słodkiej pomarańczy! Są też tu płatki ryżowe i jeden amerykaniec o imieniu Cascade. Ach, ta nowa fala. Wszędzie się wpierda.. Ale to nic. Może dzięki temu piwo będzie jeszcze lepsze. Kończę to ględzenie, bo już mi ślina na pół metra wisi. Lecę po piwo…. Apetycznie wygląda to Gose . Jest mętne i złociste. Jednak nie okrutnie blade, jak moja dupa zimą. Co

PIWO MIESIĄCA - CZERWIEC 2016

Jestem, żyję, nie umarłem. Ostatnio wpisów było mało, ale bez obaw – nie zawieszam bloga! Wszystko to było przez brak czasu , który jak wiadomo nie jest z gumy i za cholerę nie chciał się rozciągnąć. W ostatnich kilku dniach byłem zaabsorbowany weselem mojej najmłodszej siostry, więc chyba rozumiecie? Sporo czystej się przez moje gardło przelało. Piwa też się trafiały, ale to bardziej w formie leczenia kaca… A propos piwa – czerwiec zniknął już za horyzontem, pora więc po raz kolejny przyznać komuś tytuł Piwo Miesiąca. Czas docenić jakiś browar , po to by ambicje mu nie opadły, a morale poszybowały w górę. Na szczęście tym razem wybór był dość prosty i jednoznaczny . Nie musiałem rwać włosów z głowy, trudzić się i debatować z samym sobą, które piwo pite przeze mnie w czerwcu było najlepsze. Dotąd zawsze miałem z tym spory problem. Piw urywających co nieco w każdym miesiącu było pod dostatkiem, ale ja musiałem wyróżnić to jedno jedyne. Po prostu najlepsze. W czerwcu jedna

KSIĄŻĘCE GOLDEN ALE

Od dawna już czekałem na jakieś nowe Książęce. Z jęzorem na mordzie przeglądałem sieć i gorączkowo rozglądałem się po sklepach. Po cichu łudziłem się, że może w końcu Kompania Piwowarska ulegnie pokusie nowej fali. Może jakieś łagodne APA śladem Żywca, może American Stout , Summer Ale , może chociaż jakiś Witbier ? Niestety całe moje oczekiwania poszły w piz..! KP przygotowała bowiem Golden Ale . Nie liczyłem na cud w postaci barrel ejdżd barli łajn , czy whisky smoked Russian Imperial Stout . No, ale Golden ejl ?! Nuuuuda panie, nuda. Lubiłem kiedyś te Książęce. Kiedyś, to znaczy wtedy, gdy craftowe piwowarstwo dopiero u nas raczkowało. Moim ulubionym było Ciemne Łagodne. Reszta była bez szału, ale zawsze to jakaś odmiana między setnym, a sto pierwszym Żubrem. Niestety obecnie KP dostała mocno po dupie do pozostałych koncernów. Jej oferta jest po prostu najsłabsza z punktu widzenia takiego birgika jak ja na przykład. No, ale wróćmy może do tej gorącej nowości. Golden Ale to br